Niecodziennik

Czterdziestoletni mężczyzna żyje z tym rozczarowaniem. Politykę obserwuje z podejrzliwością. Nie może przed nią umknąć i dlatego odpowiedzialnie bierze na siebie, przynajmniej w Europie Środkowej, hasło rechts stehen und links denken; wobec anarchii zawiera sojusz z formacjami zbrojnymi sił bezpieczeństwa, a kiedy stoi „po prawej stronie”, wszelkimi siłami stara się myśleć i działać społecznie. Taka jest większość w Europie Środkowej; naturalnie zdarzają się też wyjątki, ale przeważająca większość zajęła to kiepskie i niebezpieczne stanowisko. Na Zachodzie także czterdziestoletni mężczyzna, podobnie jak młodzież, ustawia się na froncie skrajności; staje w szeregach plutonów szturmowych skrajnej prawicy albo skrajnej lewicy. Co go odróżnia od młodych, którzy po raz pierwszy ruszają teraz do ataku, to świadomość prawdziwego sensu tej walki, jej beznadziejności. Czterdziestoletni Francuz, który stoi „po lewej stronie”, gdzieś pod sztandarem Front Populaire, przy czym ów sztandar jest i narodowy, i czerwony, nie potrafi z prawdziwą nienawiścią myśleć o czterdziestoletnim Niemcu, który maszeruje pod flagą ze swastyką; potrząsa ku niemu pięścią, bo tak sobie życzy historyczny rozkaz dzienny, ale w jego pasji brak owego wywołującego pianę na ustach, głupkowatego gniewu, jaki przepełnia młodych, dla których wszystko to jest jeszcze „ruchem” i „światopoglądem”. Walczy, ale nie nienawidzi; osądza, ale zna tego, o którym wydaje osąd; wie, że jest jednocześnie sędzią i oskarżonym, jak wszyscy, którzy naznaczeni wiekiem czterdziestu lat żyją dzisiaj w Europie.

Wojnicza zawsze dziwiło, że po wypiciu pewnej ilości tego dziwnie smacznego alkoholu najpierw wszyscy byli bardzo rozgadani, ale potem? Im więcej się go piło, tym bardziej skracały się zdania i tym więcej z nich pozostawało niedokończonych, jakby jakaś siła urywała im końcówki, przez co słowa stawały się niezrozumiałe. Człowieka ogarniało coś w rodzaju stuporu, jakby wyszedł na najrozleglejsze hale swojego umysłu, skąd widok jest nieprawdopodobny. Wraz z tym zanikała potrzeba słów. Sam Mieczysław miał często wrażenie, że wtedy wszyscy rozumieją się doskonale, że wystarczy porozumiewawcze spojrzenie i wszystko staje się oczywiste. Dochodziło nawet do takich sytuacji, że panowie milkli i tylko patrzyli na siebie, jakby żywa do tej pory dyskusja przeniosła się do jakiegoś zbiorowego ich wnętrza. Ale zdarzało się to tylko po wypiciu większej ilości trunku, powiedzmy, trzeciej butelki, co zresztą wcale nie było takie rzadkie. Wtedy, patrząc na siebie, wzdychali porozumiewawczo i jedynie pan August składał dłonie w modlitewny dziób, jakby chciał im wszystkim o czymś przypomnieć, a oni przez chwilę z trudem koncentrowali się na tym znaku połączonych dłoni, w totalnym bezsłownym przekonaniu, że istnieje w kosmosie coś ważnego, o czym w żadnej chwili nie można zapomnieć, że jest jakiś punkt oparcia wskazywany przez pana Augusta, a ten punkt, w rozciągłości czasu, zamienia się w oś, oś nieskończoną, do bólu wertykalną, i wokół tej osi kręci się karuzela z nimi wszystkimi, szybującymi pod niebo na osobnych krzesełkach. Zdarza się, niestety, że ktoś zerwie się z łańcuchów – wtedy leci samotnie w powietrzu, po czym znika w srebrnej poświacie ziemi.
Wydawało mu się też, że Schwärmerei niosła ze sobą także efekty wizualne. Gdy kładł się po trunkowaniu (a obiecywał sobie, że nie będzie pić tyle tej diabelskiej nalewki!), widział pod powiekami rozbłyski albo figury zbudowane jakby z małych luster, które odbijały wszystko wokół z różnych kątów i jeszcze siebie wzajemnie, wprawiając wzrok w prawdziwie męczące opętanie. Jakiś świat szturmował jego ciało, chciał się dostać do jego mózgu, wysyłając najpierw światełka i iluzje

Empuzjon, Olga Tokarczuk
Wydawnictwo Literackie, 2022

Kandydat na dyktatora sam nie obali demokracji. Ale kiedy znajdzie gorliwych wyznawców i cynicznych pomocników, może mu się udać.


W naszych opisach ciemnej materii
wciąż brakuje jakiegoś składnika,
podczas gdy ciemna materia zna nas na wylot,
dosłownie. Kojarzycie te chwile,
gdy w środku dnia w tramwaju
wszystko wokół zaczyna boleć, potem znika,
a potem jakoś wraca, a jednak musimy wysiąść,
bo właśnie przestano nas kochać? To ciemna materia
robiła audyt i znowu wie o nas więcej niż my sami.

Więc musimy z kimś porozmawiać o ciemnej materii,
i rozmawiamy z kimś, rozmawiamy,
ale jedyne, co o niej do tej pory wiemy, to
że tam się zachmurzyło, gdzie zaświtać miało,
gdzie zaświtać miało, tam się zachmurzyło.

Justyna Bargielska
Książki. Magazyn do czytania 5/2020


viriditas1Człowiek powinien na pewien czas zamilknąć i w pauzie, jaka się otworzy, usłyszeć głos innego opowiadacza, ryby, konika morskiego, łasicy albo bambusa, kota, orchidei lub kamyka. Skąd wiemy na przykład, że pszczoły nie piszą powieści? Czy odczytaliśmy chociaż jeden plaster miodu? Albo zacznijmy od ryb. Jakaż ogromna część ewolucji siedzi zamknięta w milczeniu ryby, jaką wiedzę ryby zgromadziły przez te wszystkie tysiąclecia przed nami. Głębokie chłodne magazyny milczenia. Nietknięte przez język. Bo język kanalizuje i wyznacza zasoby poznania - jak sonda.


Człowiek suwerenny to rzadkie zjawisko. Ktoś, kto nie chce się wydać kimś więcej. I nie potrafi być kimś mniej.
Zdarza się, że w książkach, które przynoszę z biblioteki, nieznany mi czytelnik podkreślił pewne zdania, a ja w trakcie lektury miałbym ochotę czasem wdać się z nim w bezgłośną polemikę… Ten niemy dialog z partnerem, którego twarzy nie widzimy, ale znamy jego opinię, potrafi być bardziej intrygujący od dialogu prowadzonego oko w oko.

Dziennik 1977-1989, Sándor Márai
Wyd. Czytelnik, Warszawa, 2020


De senectute. Rozliczenia osiemdziesięciolatków odzywają się gęsto, w każdym języku: opowiadają, czego doświadczyli, co im daje, a co odbiera starość. Jeden chełpi się, że jeszcze… Inny zrezygnowany mamroce, jakby się zorientował, że był głupcem. Moje osobiste doświadczenie jest takie, że „ja” na starość nie zmieniłem się, ale moja perspektywa tak. Jakby ktoś odwrócił lornetkę teatralną: w perspektywie przeszłości wszystko jest pomniejszone, skurczone. Gdy starzec odwraca lornetkę: teraźniejszość ma normalne wymiary. Przyszłość nie ma perspektywy.

Dziennik 1977-1989, Sándor Márai
Wyd. Czytelnik, Warszawa, 2020


Kapitan X - Tomasz RóżyckiGdzieś końcem lat 90-tych ubiegłego wieku, zupełnym przypadkiem, na dziś dzień już nie do określenia i przypomnienia sobie, w jakich okolicznościach, chociaż musiały być one związane z radosnym, nocnym życiem studenckim, trafić mi musiały na oczy wiersze Różyckiego. Zapewne było to w pokoju akademika u koleżanek polonistek, gdzie czytanie tekstów zakrapialiśmy obficie i do syta. W naszym, przyrodniczym pokoju, królowała matematyka, fizyka, chemia i biologia o sporym ciężarze gatunkowym, a innej literatury, poza tematyczną, nie uświadczyłby nikt. Na takie bujania między sobą, a muzą, czasu nie było. A jednak!

Biedny gatunek

Czego bym życzył temu biednemu gatunkowi homo sapiens - żeby się po prostu mniej mordował. Jest niemożliwe, żeby się przestał mordować. Jak tak patrzę na historię, to najbardziej zmieniali świat psychopaci, którzy się dorwali do władzy. Co jest zrozumiałe, bo człowiek normalny ma tysiące wątpliwości, tysiące niepewności, a psychopacie coś tam we łbie utkwiło i będzie bezwzględnie do końca to realizował. Tak że po prostu już będzie dobrze, jeśli troszkę mniej się będą nasi kochani ludzie wyrzynać.

Tadeusz Konwicki, W pośpiechu
Wydawnictwo Czarne; Wołowiec, 2011

Manifest futuryzmu

Będziemy opiewać tłumy wstrząsane pracą, rozkoszą lub buntem; będziemy opiewać różnobarwne i polifoniczne przypływy rewolucji w nowoczesnych stolicach; wibrującą gorączkę nocną arsenałów i stoczni podpalanych przez gwałtowne księżyce elektryczne; nienasycone dworce kolejowe, pożeracze dymiących wężów; fabryki uwieszone u chmur na krętych sznurach swoich dymów; będziemy opiewać mosty podobne do gimnastyków-olbrzymów, którzy okraczają rzeki, lśniące w słońcu błyskiem noży; awanturnicze statki węszące za horyzontem, szerokopierśne lokomotywy, galopujące po szynach, jak stalowe konie okiełzane rurami, i lot ślizgowy aeroplanów, których śmigło łopoce na wietrze jak flaga i zdaje się klaskać jak rozentuzjazmowany tłum.
Fragment z Manifestu futuryzmu.

Do zajazdu przybyli...

02823829
Dzisiaj
Wczoraj
W tym tygodniu
W ubiegłym tygodniu
W tym miesiącu
W ubiegłym miesiącu
Wszystkie wizyty
54
691
745
2817588
12229
32595
2823829

Your IP: 34.204.181.19
2024-03-19 02:48

Odwiedza nas 140 gości oraz 0 użytkowników.

Szukaj

Początek strony