Tej nocy, schodząc po schodach snu, wpadłem niespodziewanie na znajomego księdza. Wręczyłem mu biblię w czarnej, skórzanej oprawie zapinanej na zamek błyskawiczny. Mam identyczną; może to był mój egzemplarz? Zabobonne czary głoszą strach przed zobowiązaniem, przed stanowiskiem oraz koniecznością nieodrywania się od rzeczywistości i spraw doczesnych. Powiadają, że Biblia wieści prezent od losu, ale też strach wobec cyrografów, czy też upadek mienia wszelakiego. A można mieć mniej niż mam? Pewnie tak, chociaż to już niewiele brakuje do stanu posiadania samych myśli, a te też wciąż chorągwie na wietrze – ulotne, nienotowane. Carl Gustav Jung objaśniając sen o schodach, przywołuje pośrednio przez średniowieczny obraz „Stairway of the Seven Planets” teksty samego Aplejusza, ale też wizję drabiny Jakubowej. Wędrówka w dół po owych schodach ma być symbolem gotowości zgłębiania tajemnic nieświadomości, czy też indywidualnych poszukiwań. Przeglądając sieć w poszukiwaniu owego obrazu, natrafiam na jakieś herezje, nienaukowe sprawy i odnośniki do kultur starożytnych w kontekście drogi do Słońca. Aplejusz wciąż przede mną, nad czym głęboko ubolewam. Jest w tej nocnej marze jakiś niepokój, obraz przed człowieczej kreacji, która nas stworzyła? Szaleństwo.