Oto nasze doroczne Dziady. Kończąc te kilkadziesiąt lat, już za- półmetkowe, pośród pamięci o duszy ledwie kilka godzin temu zgasłej, a z którą wiele było bycia w codzienności, pozostaje rozdźwięk pomiędzy potrzebą oddychania, a poddania się prawidłom losu. Ten, nie wyznając nijakich uczuć, co zostaje zarezerwowane dla jestestwa człowieczego bytu, może i wyznacza gwiezdne szlaki, może jest stworzycielem dnia, nocy; może prorokuje w zakryciu siebie samego, a może go nie ma, będąc ułudy rojeniem. Oto obchodzimy Dziady. Pośród letniej altany, rozmów zwyczajności codziennej, istotnej, a znaczącej, uczuciowej, prostej, przyziemnej – najważniejszej. Liście jeszcze nie myślą o opadaniu, gdy dojrzewa wino. Sfermentowało nie jeden raz zboże, a rozmowa nie znała granic nocy, płonącego żarem drzewnego węgla, przypalonej potrawy na nim, smakowanej, ziemnej, kociej muzyki miauków niepozbawionej pulsu ciepłej, letniej nocy. I przeminęło. Wino dojrzało. Wypił, kto potrafił. Oto obchodzimy Dziady.