Dobroć
Dobroć wiąże się często z przyjazną i ufną relacją ze światem, czułą zażyłością z przedmiotami, uważną i mądrą zdolnością do posługiwania się nimi zręcznie, lecz również troskliwie i z szacunkiem. Życzliwość wobec osób, zwierząt, roślin obejmuje spontanicznie rzeczy; wazon, do którego wkładamy kwiat; dobroć tkwi także w dłoniach, w sposobie, w jaki zbliżają się do innych dłoni albo zabierają popielniczkę ze stolika.
Uważność, jak twierdzą niektórzy, jest formą modlitwy, rozpoznaniem obiektywnej rzeczywistości, ładu, granic; sposobem patrzenia poza i ponad własne ?ja", wiedzy, że nikt nie jest tyrańskim i kapryśnym satrapą, nie może więc niszczyć świata pod wpływem impulsu, jak zdarza się to nam w przygnębiających i bezsilnych atakach gniewu, kiedy, nie mogąc unicestwić siebie samych, innych i całego wszechświata, rozszarpujemy na kawałki pierwszą lepszą rzecz, jaka nawinie się nam pod rękę. Istnieje potężna dobroć rąk, kogoś, kto dba o drugiego i nie skupia się na własnych czczych zachciankach; przypomina dzieciństwo, kiedy wyobraźnię pobudza byle kamień albo puste pudełko po zapałkach, przypomina jednak przede wszystkim sztukę, nie do pomyślenia bez zmysłowej, ciekawskiej i przenikliwej pasji do fizycznego konkretu szczegółów, kształtów, barw, zapachów, powierzchni gładkiej lub chropowatej, do objawienia, jakiego dostarczyć może brzeg fali albo źle przyszyty do marynarki guzik.
Fragment tekstu "Stół Schönberga" Claudio Magrisa
Zeszyty Literackie Nr 105
Brzmienie słów
Mieliśmy z Lejbkiem naszą, sekretną namiętność: wsłuchiwaliśmy się mianowicie w samo brzmienie słów, w szmer odmawianych modlitw dochodzący zza przepierzenia, i nastawialiśmy nasze uszy na te wyrazy, które łącząc się ze sobą w szybkiej recytacji, mieszały swoje znaczenia.
A im dziwaczniejszy był wynik tych naszych gier, tym bardziej się z tego cieszyliśmy.
W Międzybożu wszyscy, tak jak my, byli nastawieni na słowa, toteż samo miasteczko wydawało się jakoś niewydarzone, byle jakie i chwilowe, jakby w tym zetknięciu ze słowem materia chowała pod siebie ogon i kuliła się zawstydzona: błotnista, rozjeżdżona furami droga wydawała się prowadzić donikąd, a małe chałupki stojące po obu jej stronach i dom nauki - jedyny z drewnianym szerokim gankiem ze zbutwiałego i sczerniałego drewna, w którym wierciliśmy palcem dziury - były jak ze snu.
I mogę powiedzieć, że wierciliśmy także palcem dziury w słowach, zaglądając w ich przepastne wnętrza. Moje pierwsze olśnienie dotyczyło podobieństwa dwóch słów.
Otóż żeby stworzyć świat, Bóg musiał się cofnąć sam z siebie, pozostawić w swym ciele pustkę, która stała się przestrzenią dla świata. Z tej przestrzeni Bóg zniknął. Słowo „znikać” pochodzi od rdzenia „elem”, a miejsce zniknięcia nazywa się „olam” - świat. Więc nawet w nazwie świata mieści się historia zniknięcia Boga. Świat mógł powstać tylko dlatego, że Bóg go opuścił. Najpierw było coś, a potem tego zabrakło. To jest świat. Świat cały jest brakiem.
Księgi Jakubowe, Olga Tokarczuk