Tej nocy, schodząc po schodach snu, wpadłem niespodziewanie na znajomego księdza. Wręczyłem mu biblię w czarnej, skórzanej oprawie zapinanej na zamek błyskawiczny. Mam identyczną; może to był mój egzemplarz? Zabobonne czary głoszą strach przed zobowiązaniem, przed stanowiskiem oraz koniecznością nieodrywania się od rzeczywistości i spraw doczesnych. Powiadają, że Biblia wieści prezent od losu, ale też strach wobec cyrografów, czy też upadek mienia wszelakiego. A można mieć mniej niż mam? Pewnie tak, chociaż to już niewiele brakuje do stanu posiadania samych myśli, a te też wciąż chorągwie na wietrze – ulotne, nienotowane. Carl Gustav Jung objaśniając sen o schodach, przywołuje pośrednio przez średniowieczny obraz „Stairway of the Seven Planets” teksty samego Aplejusza, ale też wizję drabiny Jakubowej. Wędrówka w dół po owych schodach ma być symbolem gotowości zgłębiania tajemnic nieświadomości, czy też indywidualnych poszukiwań. Przeglądając sieć w poszukiwaniu owego obrazu, natrafiam na jakieś herezje, nienaukowe sprawy i odnośniki do kultur starożytnych w kontekście drogi do Słońca. Aplejusz wciąż przede mną, nad czym głęboko ubolewam. Jest w tej nocnej marze jakiś niepokój, obraz przed człowieczej kreacji, która nas stworzyła? Szaleństwo.
Mam nadzieję, że dotarłeś w całości. Niezbadane są wyroki
pekaesu.
U mnie po staremu. Hajle Selassje na białym koniu nie nadjeżdża
krajową dziewiątką. Wszystkie drogi prowadzą do rozpaczy,
więc się nie dziwię. W każdym oblężeniu przychodzi taki
moment,
w którym zastanawiasz się, czym doprawić ostatniego konia
i to jest chyba właśnie teraz. Na swoją obronę mam jeszcze
rozstrojoną harmonijkę, wyszczerzone zęby grzebienia i dwa
orczyki.
Ponoć jest facet, co nosi w sobie miasto i daje radę.
nie masz czasem do niego kontaktu? Chociaż łatwiej nieść miasto
niż serce.
dwa przedsionki piekła, dwie komory z łuskami naboi to dużo,
gdy trzeba będzie jeszcze iść dokąd poszli tamci. Do pracy na
etacie,
do banku i do urzędu. Gdy dojdziesz, daj znać. Może być gołąb.
Niech wiem, że jest jeszcze stały ląd. Znajdzie mnie łatwo.
ja tu stoję, nad ziemią niczyją sterczy moja głowa,
gdy jest wiatr, łopocze. Powiedz mi, jak można wygrać,
walcząc pod flagą, która, to kwestia czasu, i tak będzie biała?
Elegia urodzinowa Janusza Radwańskiego z tomiku Księga wyjścia awaryjnego dołączonego do ostatniego numeru magazynu literackiego RED.
Czego potrzebujesz, duszeczko,
Żeby się dostać do nieba?
Czy prosisz o chwałę Boga?
Czyli o przysmaczek słodki?
Są tu pączki, ciasta, mleczko
Opuściliśmy w grudniu wybrzeże królestwa Walencji, lekki wiatr co chwila zmieniał kierunek. Niebo było czyste, ale północno-zachodnia część horyzontu stała w płomieniach: kłębowisko ciemnych chmur, wynurzając się gwałtownie zza widnokręgu, zdawało się zbliżać ku nam, grożąc nawałnicą. Wszyscy utkwiliśmy w nim oczy: zwały chmur, uniósłszy się na pewną wysokość, po chwili opadły zupełnie nisko i zbliżały się ku nam, ślizgając się po powierzchni morza. Skutkiem tarcia o wodę kłębiły się potężnie.
Chmury z dolnych warstw unosiły się do góry, a potem parły naprzód, jak gdyby chcąc inne prześcignąć, ale te, które pozostały w tyle, rychło je wyprzedzały. Kłębowisko zachowywało niezmiennie kształt gładkiej, pionowej, ogromnej ściany i zdawało się zachowywać ten kształt nawet wtedy, gdy spowiło już cały przód naszego okrętu.
Widziałem podczas moich podróży wiele wspaniałych zjawisk natury, ale zapewniam, że żadne z nich nie pozostawiło mi tak trwałego wspomnienia. Raz tylko byłem jego świadkiem, dziesięć lat zbiegło od tego czasu, a wrażenie, jakie mi po nim pozostało, jest tak silne, że mógłbym owe chmury jeszcze dziś narysować, gdyby tylko dały odtworzyć się na rysunku.
Jan Potocki, Podróże
Znalezione w: Jan Potocki. Biografia, François Rosset, Dominique Triaire
Tej nocy doświadczyłem pierwszego nalotu bombowego w Moskwie oraz zobaczyłem najbardziej elegancki nightclub w Związku Radzieckim. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, które z tych dwóch wydarzeń wydałoby się bardziej ekscytujące przeciętnemu obywatelowi ZSRR, który odbiera opowieści z Moskwy z nabożnym skupieniem wiernego wsłuchującego się w słowa płynące z Mekki. Dla stu sześćdziesięciu milionów mieszkańców ZSRR stolica ich jest jakby skrzyżowaniem Mekki, Paryża i Nowego Jorku, jest to święte miasto światłości i stolica postępu. [...]
Jedna jest Partia, jeden Kreml, jeden grób Lenina i jeden Stalin. Ta nowa religia jest zdecydowanie monoteistyczna. Zasada ta jest stosowana nawet na mniejszą skalę. W jednej Moskwie jest tylko jeden Park Kultury i Wypoczynku, tak słynny w sowieckiej ziemi, jak ogrody Semiramidy w starożytnym świecie. W tym jednym mieście jest tylko jeden nightclub, w jedynym hotelu-Moskwa [...].
Pierwszy dzień w Moskwie w Nocy na Kremlu, Ksawery Pruszyński
Znalezione w: „100/XX Antologia polskiego reportażu XX wieku” pod redakcją Mariusza Szczygła
Odwiedza nas 54 gości oraz 0 użytkowników.