W górskiej dolinie rozpostartej nad tonią podziemnego jeziora nastał spokój i choć nigdy tu nie wiało, teraz nie dało się odczuć nawet najmniejszego powiewu, jakby świat wstrzymał oddech. Późne owady przysiadły na badylu, skamieniał szpak wpatrzony w jakiś zaprzeszły ruch wśród kępek pietruszki w ogrodzie. Rozciągnięta między krzakami jeżyn pajęczyna przestaje drgać i napina się, próbując usłyszeć dochodzące z kosmosu fale, woda rozgaszcza się w plesze mchu, jakby miała tam zostać na zawsze, jakby miała zapomnieć o swoim drugim imieniu – że płynie. Dla dżdżownicy to napięcie świata jest wskazówką, by poszukać sobie schronienia na zimę, już planuje parcie w głąb ziemi, pewnie mając nadzieję, że odnajdzie tam ukryte głęboko ruiny raju. Krowy, które przeżuwają żółknące już trawy, także zastygają w bezruchu, zatrzymują się na chwilę ich wewnętrzne fabryki życia. Wiewiórka patrzy w cud orzecha i rozumie, że jest on czystym, skondensowanym czasem, że jest także i jej przyszłością ubraną w tak dziwną formę. I wszystko w tym krótkim momencie definiuje się na nowo, od nowa wyznacza swoje granice i cele, na chwilę rozmyte kształty znów zwierają się w sobie.
Jest to bardzo krótki moment równowagi między światłem a ciemnością, prawie niezauważalny, jedna chwila, w której wypełnia się cały wzór, spełnia się obietnica wielkiego porządku, lecz tylko na mgnienie oka. W tej odrobinie czasu wszystko wraca do stanu perfekcji, istniejącego zanim oddzielono niebo od ziemi.
Ale zaraz ta doskonała równowaga rozpływa się jak kształt na wodzie, obraz mętnieje i zmierzch zaczyna dążyć do nocy, a noc zdobywa przewagę – teraz będzie wetować sobie półroczny czas poniżenia i co wieczór zdobywać nowe przyczółki.
Empuzjon, Olga Tokarczuk
Wydawnictwo Literackie, 2022