Dobroć
Dobroć wiąże się często z przyjazną i ufną relacją ze światem, czułą zażyłością z przedmiotami, uważną i mądrą zdolnością do posługiwania się nimi zręcznie, lecz również troskliwie i z szacunkiem. Życzliwość wobec osób, zwierząt, roślin obejmuje spontanicznie rzeczy; wazon, do którego wkładamy kwiat; dobroć tkwi także w dłoniach, w sposobie, w jaki zbliżają się do innych dłoni albo zabierają popielniczkę ze stolika.
Uważność, jak twierdzą niektórzy, jest formą modlitwy, rozpoznaniem obiektywnej rzeczywistości, ładu, granic; sposobem patrzenia poza i ponad własne ?ja", wiedzy, że nikt nie jest tyrańskim i kapryśnym satrapą, nie może więc niszczyć świata pod wpływem impulsu, jak zdarza się to nam w przygnębiających i bezsilnych atakach gniewu, kiedy, nie mogąc unicestwić siebie samych, innych i całego wszechświata, rozszarpujemy na kawałki pierwszą lepszą rzecz, jaka nawinie się nam pod rękę. Istnieje potężna dobroć rąk, kogoś, kto dba o drugiego i nie skupia się na własnych czczych zachciankach; przypomina dzieciństwo, kiedy wyobraźnię pobudza byle kamień albo puste pudełko po zapałkach, przypomina jednak przede wszystkim sztukę, nie do pomyślenia bez zmysłowej, ciekawskiej i przenikliwej pasji do fizycznego konkretu szczegółów, kształtów, barw, zapachów, powierzchni gładkiej lub chropowatej, do objawienia, jakiego dostarczyć może brzeg fali albo źle przyszyty do marynarki guzik.
Fragment tekstu "Stół Schönberga" Claudio Magrisa
Zeszyty Literackie Nr 105
Paruzja
Po dwóch tysiącach lat jest to jednak niezadowalające rozwiązanie, dlatego że jeżeli moc wcielenia i męki Pana nie uzdolniła nas do tej pory do nawrócenia na świętość, to po dwudziestu wiekach od wybicia «ostatniej godziny» świata myślenie, że staniemy się do tego zdolni teraz, gdy zapomnieliśmy o sensie obietnic, w które wierzyliśmy, jest nieprzyzwoite. Czy chcemy przez następne tysiąclecia kontynuować grę, w której Bóg nam nie pomaga, gdyż na to nie zasługujemy, a zarazem być świadomi, że człowiek bez Jego pomocy nie ma wartości?
[...]
Jesteśmy [...] zjednoczeni z Bogiem w zupełnie innym sensie. W tym, że wraz z duchem, który jest w nas, umieramy. Podczas gdy Bóg «przegrany» i «zwyciężony» zsunął się z krzyża jako nieużyteczny i zapomniany kawałek ciała, my wraz z naszą wiarą wstępujemy na krzyż, toczymy ostatnią bitwę, konamy i wołamy «Eli, Eli, lama sabachtani?» Tak - o to prosimy, wołając - dopiero wtedy wypełni się to, czego zabrakło cierpieniom Chrystusa [Kol 1, 24] i dokona się ostateczny, radykalny zwrot. Nasza ofiara przyniesie życie. Bóg zmartwychwstanie. Musimy doskonale kochać Boga, który nam się ofiarował i oczekuje od nas zbawienia. Za bardzo nas jednak unieszczęśliwił, rozczarował, zmęczył, abyśmy mogli to czynić.
S. Quinzio, Un Commento alla Bibbia
Znalezione w: Dariusz Czaja, Lekcje ciemności