Ars Skellig, Svalbod

Przedmioty, sytuacje, „fakty”, „sprawy” w swoim wymiarze codziennym, w tym swoim pospolitym znaczeniu, jakie powszechnie im się nadaje, nie mają w sobie nic tajemniczego, a nawet są przeciwieństwem tajemnicy: tworzą świat bezpieczny, chroniący przed wszelkimi niespodziankami i wszelką dwuznacznością.

 

To w taki właśnie sposób pojmuje rzeczywistość „realista” (zarówno realista w dziedzinie estetyki, jak i polityki). Isinieje jednak inny sens rzeczywistości, ten mianowicie, który kryje się za jej sensem potocznym, za jej dwuznacznością i za wieloraką wartością wszelkich spraw, rzeczy i sytuacji. Rzeczywistość widziana w takim świetle staje się święta, to znaczy przeraźliwa. Nie można znieść jej widoku, tak jak spojrzenia Gorgony (miłości, zabójstwa, zazdrości, ambicji, szaleństwa). Nie można patrzeć, jak dalece wszystko w poczynaniach ludzkich jest niesprawiedliwie i z tego właśnie względu usprawiedliwione, nie można zagłębiać się w nikczemności, aby zobaczyć, że w zbrodni i szaleństwie nikczemność jest warta tyle samo, co wielkomyślność, i pojąć, jak bardzo cienka i prześwitująca jest - o ile w ogóle istnieje - przesłona oddzielająca to, co nieodwracalne, od normalności, katastrofę od spokojnego życia.

A przecież ten właśnie sens rzeczywistości powinien uwzględniać realista, jeżeli jest człowiekiem odpowiedzialnym. Ograniczanie się do powierzchownej wartości spraw i rzeczy nie jest bowiem słuszne: rzeczy mają swoją osobliwość, swoje piękno, swoją brzydotę, swoją rozważność i niedorzeczność, swój porządek i nieład - istnieją wszystkie razem, a jednocześnie każda z osobna.

Kiedy w końcu dotrze się do tych rozlicznych znaczeń i do nonsensu w obrębie jednej i tej samej rzeczy, staje się wobec sacrum. Ściśle mówiąc, wobec tego, czemu Grecy przypisywali ostatecznie cechy i wygląd bóstwa lub demona. Wobec czegoś nienazwanego. A wszystkie ludzkie poczynania mają taką właściwość.

Mallarmé czy Heidegger sądzą, że to przeżycie jest dostępne tylko poecie i jego słowu, że to chwile czystego bycia. Ale te poglądy to estetyzm. W istocie są to chwile silnego wstrząsu: kiedy widziało się, jak kłębi się i miesza ze sobą wszystko, a w głębi tego wszystkiego dostrzegało się nicość, a z kolei w głębi nicości znowu pojawiała się każda rzecz, nieustępliwa i taka sama jak przedtem, którą im bardziej się wyodrębnia, stosuje i uściśla, tym mniejszym obdarza się ją znaczeniem i zaufaniem. Oto lęk przed przepaścią (X, 13).

Notatki, Nicola Chiaromonte
Fundacja Terytoria Książki, Gdańsk 2015

***

W odludnej części Ard Skellig natrafić można na ruiny kamiennego kręgu i ołtarza, poświęconych prastaremu bóstwu, Svalblodowi. Jego budzący grozę kult został wyklęty lata temu ze względu na krwawe praktyki i okrutne rytuały, które odstręczały nawet nawykłych do przemocy mieszkańców Skellige. Dziś pamiętają o nim jedynie nieliczni.
Na pierwszy rzut oka panuje tu spokój, a sam krąg wydaje się opuszczony i kompletnie zapomniany. Pomiędzy kamieniami rośnie trawa i drobne kwiaty. Większość słupów ozdobionych wizerunkami otwartych do ryku niedźwiedzich paszcz leży potrzaskana i zniszczona. Dopiero po chwili uważne oko dostrzeże niepokojące szczegóły - ciemne ślady krwi znaczą bruk i bryłę ołtarza, świadcząc o tym, że ktoś nadal używa tego miejsca zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem.

Ars Skellig, Svalbod

Ars Skellig, Svalbod