Konteksty


Ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść
suchary; nic się nie zmieni; ci wszyscy
poubierani dzisiaj
w skarpetki, w szelki, wyfasują jutro
pas i onuce; i pójdą, nakryci
paradoksalnym parasolem ognia,
co prawda tyralierą,
ale tym samym krokiem
marszowym, którym wczoraj szli spod feretronów
pod transparenty;
niedzielny spacer zmieni się w codzienny marsz.

Ci, którzy liżą kłami, będą gryźć
kraty, lecz nic się nie zmieni, bo wszyscy
przezornie stracą dzisiaj
kły i siekacze, by przeżuwać jutro
tylko jedzenie; siądą, osłonięci
paradoksalnym parawanem murów,
wprawdzie w wieżach strażniczych,
lecz na tym samym stołku,
który stał jeszcze wczoraj przy stole i pryczy
pod ścianą celi;
niedzielna drzemka zmieni się w codzienną straż.

Ci, którzy biją czołem, będą bić
w twarz, ale nic się nie zmieni; ci wszyscy,
co nie umieją dzisiaj
spoglądać w oczy, będą strzelać jutro
pomiędzy oczy; pójdą, zagarnięci
paradoksalną paradą pobitych,
wprawdzie unosząc ramię,
ale tym samym ruchem,
którym umieli wczoraj wznieść ręcę do góry
lub złożyć dłonie;
niedzielna msza przemieni się w codzienną kaźń.

STANISŁAW BARAŃCZAK

JERZY STEMPOWSKI
Essay dla Kassandry
                                                                                                              Cieniom L. R.

I.

U starych autorów greckich Kassandra jest postacią symboliczną, przedstawiającą dramat wewnętrzny i bezsilność proroków.

W „Iliadzie” postać Kassandry jest zaledwie naszkicowana. W świecie homeryckim, gdzie bogowie prowadzą bohaterów za rękę ku sławie i zgubie, nie ma miejsca na dialog proroka z jego ludem. Dialog taki należy do świata republikańskiego. Tam dopiero występuje różnica między tym, który widzi, i jego niewidomym otoczeniem.

Postać Kassandry tragicznej jest tworem wyobraźni ateńskiej, wzrastającym i dopełniającym się w demokracji. Wśród zachowanych pomników literatury najwięcej mówi nam o Kassandrze Aischylos w „Agamemnonie” i Euripides w „Trojankach”.


Jeśli znienacka, o północy usłyszysz,
jak przeciąga niewidzialny pochód
z cudowną muzyką, z gwarem głosów -
wtedy losu, co w końcu zawiódł cię, trudów,
co poszły na marne, planów, które wszystkie
okazały się pomyłką, nie opłakuj bez sensu.
Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny,
pożegnaj ją, tę odchodzącą Aleksandrię.
Przede wszystkim nie oszukuj się, nie mów,
że to był tylko sen albo że słuch cię zmylił.
Taką próżną nie poniżaj się nadzieją.
Jak ktoś od dawna gotów, ktoś odważny,
uznany za godnego, by żyć w takim mieście,
podejdź spokojnym krokiem do okna
i ze wzruszeniem, ale nie z błaganiem,
nie ze skargami tchórzów,
słuchaj tej wspaniałości ostatniej, tych dźwięków,
cudownych instrumentów mistycznego pochodu,
i pożegnaj ją, pożegnaj Aleksandrię, którą tracisz.

Konstandinos Kawafis

Latarnia morska na Faros

 

drzewo

DRZEWO
jest drzewem, ono nie
zwołuje
konferencji prasowych, ani

kiedy się chwieje
na wietrze
ani
kiedy pada w burzy. Drzewo

jest drzewem
i jednego
dnia
nim nie jest.

DRZEWO
jako sylwetka
na tle
światła czerwcowego wieczoru

wypuszcza
kosa
w kierunku
niebios

albo nie. Drzewo milczy
podczas gdy
śpiew ciągnie je
od korzeni w górę.

DRZEWO STOI LECZ NIE
czeka aż
ktoś
przyjdzie, czeka aż deszcz

spadnie, aż
chlorofil zrobi
co ma
do zrobienia. Drzewo stoi
i szpera w myślach wiatru
nie
wiedząc
co wiatr przyniesie.

POCHŁONIĘTE
swoim własnym
ciałem, stoi i
obraca

swój cień za
słońcem
i za
wiatrem. Odzwierciedla tykanie

kosmicznego zegara
nie
mówiąc
ani słowa.

DRZEWO I JEGO
brat
nie-drzewo
stoją wycięte z tektury

na gruncie
na którym
żyjemy. Piętro niżej korzenie
wysysają

ciemność. Wiatr to alfabet
który
prze
padł.

NIE-DRZEWO
odpowiada: Ty istniejesz, bo
masz w sobie to
co obiecuje
światło. A cóż ja
mające
tylko
nic? Nie znające różnicy

pomiędzy było a jest?
Korzenie
dłubią
w kałamarzu ciemności.

Jan Erik Vold, Dwanaście medytacji, Biblioteka „Toposu”, T. 90
Z medytacji IV pt.: DRZEWO I NIE-DRZEWO

KONSTANDINOS KAWAFIS
Czekając na barbarzyńców

Na cóż czekamy, zebrani na rynku?

Dziś mają tu przyjść barbarzyńcy.

Dlaczego taka bezczynność w senacie?
Senatorowie siedzą - czemuż praw nie uchwalą?

Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Na cóż by się zdały prawa senatorów?
Barbarzyńcy, gdy przyjdą, ustanowią prawa.

Dlaczego nasz cesarz zbudził się tak wcześnie
i zasiadł - w największej z bram naszego miasta -
na tronie, w majestacie, z koroną na głowie?

Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy.
Cesarz czeka u bramy, aby tam powitać
ich naczelnika. Nawet przygotował
obszerne pismo, które chce mu wręczyć -
a wypisał w nim wiele godności i tytułów.

Czemu dwaj konsulowie nasi i pretorzy
przyszli dzisiaj w szkarłatnych, haftowanych togach?
Po co te bransolety, z tyloma ametystami,
i te pierścienie z blaskiem przepysznych szmaragdów?
Czemu trzymają w rękach drogocenne laski,
tak pięknie srebrem inkrustowane i złotem?

Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a takie rzeczy barbarzyńców olśniewają.

Czemu retorzy świetni nie przychodzą, jak zwykle,
by wygłaszać oracje, które ułożyli?

Dlatego że dziś mają przyjść barbarzyńcy,
a ich nudzą deklamacje i przemowy.

Dlaczego wszystkich nagle ogarnął niepokój?
Skąd zamieszanie? (Twarze jakże spoważniały.)
Dlaczego tak szybko pustoszeją ulice
i place? Wszyscy do domu wracają zamyśleni.

Dlatego że noc zapadła, a barbarzyńcy nie przyszli.
Jacyś nasi, co właśnie od granicy przybyli,
mówią, że już nie ma żadnych barbarzyńców.

Bez barbarzyńców - cóż poczniemy teraz?
Ci ludzie byli jakimś rozwiązaniem.

KONSTANDINOS KAWAFIS
(1904r.)

tłum. Z. Kubiak

 

Ciemność i światło dzielą między siebie bieg czasu, a zapomnienie niszczy pamięć i znaczną część naszego istnienia; ledwie pamiętamy o minionym szczęściu i nawet najbardziej dotkliwe udręki pozostawiają w nas jedynie wątły ślad. Wobec ostateczności rozum zawodzi, a rozpacz niszczy nas lub samą siebie. Tylko w bajkach można skamienieć z rozpaczy. Udręki powodują nieczułość, nieszczęścia są zdradliwe lub spadają na nas jak śnieg, a mimo to nie ma głupoty w nieszczęściu. Nie wiedzieć o złu, które nadchodzi, nie pamiętać zła, które minęło – oto łaskawy dar natury, dzięki któremu trawimy jedynie nieliczne z naszych nieszczęsnych dni, nasz umysł nie jest skazany na nieustanny powrót piekących wspomnień, a nasze smutki nie są jak rana, którą wciąż od nowa otwiera ostrze.

Pełne i doskonałe

Skończyłem czterdzieści trzy lata, jestem schorowany, sfatygowany; skąd więc to uczucie, że pomiędzy młodością a starością jest jeszcze jedna epoka, w której odczucie życia jest gorętsze niż w młodości? I co może jeszcze przynieść starość, kiedy nadejdzie? Ile mądrej radości, niemej, ukrytej intymności? Życie jest pełne i doskonałe, to rzecz pewna. A z czasem przyjdzie śmierć, jakże znajoma, niestraszna - z każdym rokiem bardziej znajoma i swojska.
Dziennik 1943-1948, Sándor Márai

Bogactwo

Kto się naprawdę chce przyjrzeć bogactwu przyrody, pójdzie na łąkę, do lasu, na staw lub jezioro. Tu dopiero przyroda roztacza swe bogactwa w całej pełni. Czy jest na świecie coś piękniejszego, jak przechadzka ranna po łące majowej! Przepyszna szmaragdowa trawa, błyszcząca brylantami rosy, tysiące wdzięcznych główek kwiatowych o delikatnych, subtelnych barwach, przepyszne barwne motyle, niby wielkie kwiaty latające, zgrabne ważki o szybkich, zwinnych ruchach, iskrzące się w słońcu niby żywe szmaragdy i szafiry, roje złocistych muszek, tańczących w powietrzu, trzmiele i pszczoły, oddane poważnej, zabiegliwej pracy napełniają świat żywym brzęczącym rojem.
Dość jest rozsunąć źdźbła trawy łąkowej, aby wszędzie, pod każdym niemal badylem, dojrzeć setki istot żywych, większych i mniejszych, łażących, pełzających, skaczących, siedzących, robaków, larw owadzich, wijów, pająków, mrówek, drobniutkich owadów bezskrzydłych, o najrozmaitszym wyglądzie i ubarwieniu. Gdy zaczerpniemy trochę wody ze stawu, obejrzymy od spodu liść grzybienia, wydobędziemy garstkę mułu z dna, znowuż ujrzymy tysiące żyjątek, drapieżnych i roślinożernych, szybkich i powolnych, szarych, zielonych, czerwonych, przezroczystych, każde o odmiennych nałogach i potrzebach, każde o swoistym sposobie życia. A tu co za nieskończone bogactwo, co za nieograniczona pomysłowość przyrody w rozwiązywaniu elementarnych zagadnień bytu! [...] Człowiek myślący, który na własne oczy oglądał wszystkie te cuda i który zastanawiał się nad nieskończoną w swej pomysłowości mocą twórczą przyrody, dozna mimowolnego uczucia wzniosłości. To bezgraniczne piękno musiało być powołane do życia przez przyczynę, nieskończenie potężną i nieskończenie mądrą. Tylko taka myśl może przynieść umysłowi pewne ukojenie.

Jan Dembowski, O istocie ewolucji, Instytut Wydawniczy "Bibljoteka Polska", Warszawa 1924

Do zajazdu przybyli...

02833836
Dzisiaj
Wczoraj
W tym tygodniu
W ubiegłym tygodniu
W tym miesiącu
W ubiegłym miesiącu
Wszystkie wizyty
141
404
2116
2823084
22236
32595
2833836

Your IP: 54.242.22.247
2024-03-29 08:26

Odwiedza nas 28 gości oraz 0 użytkowników.

Szukaj

Początek strony