Lekcją, jaką najłatwiej wynieść z obserwacji brutalnych darwinizmów rozwoju wartości w szklarni sztuki, jest ta prosta mądrość, iż postęp w wartościach nie wynika z tych wartości. Nie można narzucić nowych kanonów sztuki siłą sztuki - skoro właśnie zaprzeczasz sztuce, nicując ją pod inne plusy i minusy. Ta siła pochodzi skądinąd.
Niszczenie wartości i tworzenie nowych wymaga oparcia się na innych oczywistościach, zazwyczaj niższych, bliższych naturze, tj. stałym biologicznym - jak poczucie fizycznej mocy, bezpieczeństwa, atrakcyjności seksualnej, przynależności do grupy; jak lifestyle elit; jak pieniądz i sława.
Uprawiając sztukę w czasach panowania idei postępu, przystajesz na ślepe posłuszeństwo kaprysom rozstawiaczy drogowskazów.

 

Uprawiając politykę w czasach panowania idei postępu, skazany jesteś na krwawą partyzantkę wartości. Strzela się do błaznów i poetów; bezpieczni są inżynierowie i finansiści. Nie ma litości, bo nie do pomyślenia są jakiekolwiek wspólne zasady rozejmu, jakikolwiek kodeks walki - skoro walka idzie właśnie o prawo do pisania wszelkich kodeksów.
Uprawiając politykę - nie tę ustaw i ministerstw, lecz tę umysłów i serc, czyli sztukę intymnej władzy nad człowiekiem - musisz być tym jedynym, w którego głowie drogowskazy się nie przesuwają, pomimo najdzikszych kalejdoskopów moralności dokoła. Gdyby bowiem wrogowie byli w stanie przestawiać twoje dobro i zło, pogubiłbyś się fatalnie, usiłując z kolei wodzić na smyczy ichnie „tak” i „nie”; swoje drogowskazy stawiasz ty i tylko ty. Przecież czujesz wyraźnie najlżejsze na nie naciski i szarpnięcia - odczytujesz bowiem bezbłędnie kierunek wiatrów epoki.
Ty jeden stoisz poza dobrem i złem. Ty masz wolność sądu smaku i odrazy; ty jesteś postęp.

Żyjąc w postępie, żyjemy w etyce hipokryzji siły.

Jacek Dukaj
Miesięcznik ZNAK 10/2016