Teatr

Kiedy widzę, że jestem w towarzystwie złożonym z kilku osób, co najmniej z dwóch, czyli mnie i jeszcze kogoś, mam zawsze wrażenie, że jest to teatr. W rzeczywistości codzienne, ciągłe sytuacje nie są ani życiem, ani teatrem, z wyjątkiem tych najprostszych, najbardziej skonwencjonalizowanych. Prawda wymyka się stale z każdej strony. W rezultacie wszystko jest zawieszone między „teatrem” a „życiem”. oczywiście jest w tym nieodwracalna jednokierunkowość. „Życie” dąży w kierunku „teatru”, nigdy odwrotnie.

11.04.1966
Dziennik tom 1 (1962-1969), Sławomir Mrożek


 

 

Rzecz zaczyna się jazdą bez trzymanki w Fordzie Probe wyprodukowanym gdzieś w okolicach początku czasu polskiej transformacji ustrojowej niczym w powieści drogi z przystankiem w teraźniejszości. Noc, monotonna jazda, może sen, wypadek, sygnał pikających szpitalnych monitorów. Jest posępny, mafijny Królik stylizowany na Indianina w wykonaniu Andrzeja Jakubczyka. Jest landrynkowa Alicja w wieku średnim Judyty Paradzińskiej. Sytuacja raczej nie pozostawia cienia wątpliwości, że z małą dziewczynką sceniczna Alicja nie ma już nic wspólnego. Doświadczona, racjonalna, odważna, opanowana, konsekwentna oraz co najistotniejsze, po przejściu na ową drugą stronę, w mgnieniu oka odnajduje się w krainie absurdu. Co prawda, jeszcze szuka bielizny po małym tête-à-tête z Królikiem z Forda, co stało się przyczyną wypadku. Jeszcze taszczy walizkę, z której wypadają zdarzenia, słowa, znaczenia. Jeszcze biegnie nie wiedząc, że „tutaj (…) aby się utrzymać w tym samym miejscu, trzeba biec ile sił”.

Szklana menażeria Tennessee Williamsa w reżyserii Jacka Poniedziałka otwierająca sezon w Teatrze Kochanowskiego w Opolu jawi się jako opowieść o kondycji człowieka wyobcowanego już nie tylko ze wspólnoty rodzinnej, ale bywa, że i z samego siebie. Tekst dramatu Williamsa nie chce się zestarzeć, a mierząc w uniwersalność rzeczy i zjawisk, wybrzmiewa gorącymi emocjami znakomicie wykreowanych postaci. Śmiech na widowni właściwie nie gaśnie, lecz jest to bateria nerwowych salw starających się pokryć niewesołą przecież opowieść o ludziach przędących swoje pajęczyny marzeń, przemieszane w splątaniu z takimiż sieciami swoich najbliższych. To musi być trujące, a przez fakt, że spotykane także w niejednym polskim domu, tym bardziej mocne i refleksyjne.



Cóż to był za blamaż w wydaniu gwiazd telewizyjnych, które najwyraźniej zapomniały, czym jest sceniczna gra aktorska w profesjonalnym teatrze. Państwo gwiazdorstwo odcinające kupony od swoich nazwisk chyba nie myślą, że takim tanim chwytem da się orżnąć festiwalową i wyrobioną publiczność opolską? Wszak Opole od lat gości najlepsze realizacje klasyki polskiej i jeżeli mam być szczery, toście państwo niewarci grania w szalecie świetlicy wiejskiej Wypizdowa Dolnego. Skoro za państwa pomiaukiwania i ryki sceniczne trzeba wydać niemałą sumkę, to wypadałoby uszanować festiwalową publiczność - ruszyć swoje szacowne cztery litery i zagrać na znośnym poziomie, a nie robić z wesołej Zemsty Aleksandra Fredry stypę.

dziady wroclaw 18Dziady wrocławskie w reż. Michała Zadary zaprezentowane w ramach 39. Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska 2014, okazały się być olśniewającym wykopaliskiem archeologicznym, które wreszcie wybrzmiewa kanonicznym tekstem odartym z licznych „renowacji” czynionych na mickiewiczowskim dramacie przez kolejnych wydawców, interpretatorów, reżyserów, czy wobec odczytań przez kliszę kontekstów politycznych na miarę danej chwili i czasu.

Zapierające dech w piersiach! Zdumiewająca moc poczynionej we Wrocławiu renowacji i oddanie głosu samemu Mickiewiczowi w literalnym odczytaniu ponadczasowej epopei, wyzwala niebywałą torpedę emocji nakierowaną bezpośrednio w serce widza. Ów kondensat trucizny, opium, lekarstwa, młodości z jego czarodziejskim buntem w opozycji do starości, stałości i zaskorupienia, kąsa swoim jadowitym pazurem z mocą wykraczającą poza wszelkie skale. Zero martyrologii narodowej. Chwytające za serce misterium „uczty kozła” w pogańskim obrzędzie, duchy umarłych i dogmatyczny tekst wyskandowany z wrocławskiej sceny z wielką dykcją i rozmachem inscenizacyjnym w monumentalnej opowieści o miłości, epopei o poszukiwaniu szczęścia oraz pytań o człowieczy los i sens istnienia. Oto opadają z arcydzieła wszelkie narośla, znikają nakładane przez dziesięciolecia XX wieku opatrunki nakładane na tekst, protezy i utensylia. Bez udziwnień, z czystym sercem z zaświatów dociera krystaliczny głos Mickiewicza; słowa w znaczeniu faktycznie nadanym przez poetę, tu – odrestaurowane z wielkim pietyzmem, podane bez udziwnień, pozwalają na otwarcie oczu ze zdumienia nad faktem, że w szkole uczono mnie o zafałszowanej wersji Dziadów, że do wczorajszego wieczoru nie wiedziałem, z czym i z kim mam do czynienia. Płakałem…

dziady poznan 10Joker z Batmana jako Guślarz, Marylin Monroe, Gustaw/Konrad hipisem, a Ksiądz Piotr Stephenem Hawkingiem, który przecież nie wierzy w Boga? Wydawać by się mogło, że takie zestawienie jest na tyle absurdalnym i nieprawdopodobnym, że aż niewykonalnym. Teatr Nowy z Poznania udowodnił, że nie ma granic oraz barier kulturowych w tekście Dziadów Mickiewicza, które są dziełem uniwersalnym, a zawarta w nich historia mogła wydarzyć się wszędzie. Porywająca gra aktorska oraz wartka akcja przeplatana na przemian chwilami zadumy i śmiechu w rytm doskonale dobranej muzyki, podniosła opolską publiczność na nogi natychmiast po zakończeniu spektaklu do długich owacji nie mających końca.

O naturze

Inną rzecz ci powiem: nie ma żadnych narodzin niczego,
Co śmiertelne, i niczego nie kończy śmierć niszczycielska,
Ale jest tylko mieszanie się i wymiana tego,
Co zmieszane. Ludzie mówią wtedy o narodzinach.

Empedokles

Prawda

Męczący fenomen: wszystkie moje emocje, działania są jednocześnie tak bardzo rzeczywiste i jednocześnie tak bardzo nierzeczywiste. Moje miotanie się i niekonsekwencja są tylko miotaniem się i niekonsekwencją tych dwóch odczuwań. Fakty zależą od tego, jaka jest proporcja w danej chwili, czy jedno przeważa, czy drugie. I dlatego ta linia jest tak kręta, dlatego taki zygzak. I właściwie trudno się dziwić, że zajmuję się literaturą. Idealne medium rzeczywistości – nierzeczywistości. Kiedy widzę, że jestem w towarzystwie złożonym z kilku osób, co najmniej z dwóch, czyli mnie i jeszcze kogoś, mam zawsze wrażenie, że jest to teatr. W rzeczywistości codzienne, ciągłe sytuacje nie są ani życiem, ani teatrem, z wyjątkiem tych najprostszych, najbardziej skonwencjonalizowanych. Prawda wymyka się stale z każdej strony. W rezultacie wszystko jest zawieszone między „teatrem” a „życiem”. oczywiście jest w tym nieodwracalna jednokierunkowość. „Życie” dąży w kierunku „teatru”, nigdy odwrotnie.


11.04.1966

Dziennik tom 1 (1962-1969), Sławomir Mrożek

Do zajazdu przybyli...

02731703
Dzisiaj
Wczoraj
W tym tygodniu
W ubiegłym tygodniu
W tym miesiącu
W ubiegłym miesiącu
Wszystkie wizyty
224
277
714
2723921
21884
30988
2731703

Your IP: 44.212.94.18
2023-11-29 15:49

Odwiedza nas 15 gości oraz 0 użytkowników.

Szukaj

Początek strony