Fabuła dziejów rozwija się, a gdy nadchodzi odpowiedni moment, jedynie faszyści są gotowi do skoku. Wtedy właśnie drobne zaczepki, często ignorowane, przybierają formę groźnych aktów przemocy, wtedy akceptuje się to, co wcześniej było nie do pomyślenia, wtedy głosy sprzeciwu są zagłuszane.
Zaraz po tym, gdy zamilkną media, rząd bez problemu zamknie usta każdemu. Parlament, który precedensowo zdelegalizuje jedną partię opozycyjną, bez problemu zlikwiduje następną. Większość, która pozbawi mniejszość określonych praw, nie zatrzyma się. Siły bezpieczeństwa bezkarnie bijące protestujących nie zawahają się przed kolejnymi atakami, a gdy przemoc okaże się skutecznym instrumentem w rękach jednego dyktatora, inni pójdą tą samą drogą. Po latach recepta na sukces Benito Mussoliniego znów jest w modzie. W wielu krajach, pióro po piórze, odbywa się skubanie kurczaka.
Czytaj więcej: Zaraz po tym, gdy zamilkną media, rząd bez problemu zamknie usta każdemu
Ale teraz pisanie przychodziło mi tak ciężko, że często cały dzień ślęczałem nad jednym zdaniem, ledwo zaś takie z najwyższym trudem wymyślone zdanie zapisałem, moje wywody okazywały się żałośnie nieprawdziwe, a użyte słowa nieadekwatne. Jeżeli mimo to dzięki jakiejś autoiluzji niekiedy udało mi się odrobić dzienne pensum, zawsze nazajutrz rano, gdy rzuciłem okiem na kartkę, wyzierały ku mnie najgorsze błędy, niedorzeczności i uchybienia. To, co zdołałem napisać, obojętne, ile tego było, przy ponownej lekturze wydawało mi się zawsze tak niewydarzone, że musiałem natychmiast wszystko zniszczyć i zaczynać od początku. Wkrótce nie mogłem się już zdobyć nawet na pierwszy krok. Jak akrobata na linie, który nagle nie wie, jak postawić stopę przed stopą, czułem już tylko, że się chwieję, i ze zgrozą uświadamiałem sobie, że migające u skraju pola widzenia końce drążka nie są już dla mnie punktami orientacyjnymi, ale niedobrą pokusą, by runąć w otchłań. Od czasu do czasu zdarzało się jeszcze, że w moim umyśle zarysował się jasno i wyraźnie jakiś tok myślowy, ale gdy się to zdarzało, wiedziałem od razu, że nie zdołam go utrwalić, bo gdy tylko chwytałem za ołówek, język, na którego nieskończone środki zawsze przedtem mogłem się ufnie zdać, kurczył się i był już tylko zbiorem niestrawnych frazesów. Ani jednego zwrotu, który nie okazałby się żałosną protezą, ani jednego słowa, które nie brzmiałoby pusto i kłamliwie.
Lekarz Jehuda ibn Tibbon z Garnaty, dzisiejszej Granady, którego pomnik stoi dziś, trochę jakby przykurzony, przy wejściu do dawnej żydowskiej dzielnicy Realejo, zaczyna tłumaczyć dzieła al-andaluzyjskich rabinów i filozofów na hebrajski dopiero wtedy, kiedy pod rządami Almohadów trafia na wygnanie na południe Francji. W testamencie przypomina jednak synowi Samuelowi, żeby czytał i pisał po arabsku, bo daleko go to zaprowadzi.
Napisany pod koniec XII wieku dokument to tak naprawdę pochwała jego „największego skarbu” i „najlepszej towarzyszki”.
„Rób przegląd swoich hebrajskich ksiąg co miesiąc, arabskich co dwa, a pozostałych co trzy” - nakazuje w nim Samuelowi. „Utrzymuj porządek w bibliotece, żeby zawsze móc znaleźć to, czego szukasz. (…) Przykrywaj półki pięknymi zasłonami, chroń je przed wodą kapiącą z dachu, myszami i innymi szkodami, bo [to książki] są twoim największym skarbem”.
Przez wiele lat nie było też cmentarza, dlatego ciała, a potem szkielety mieszkańców leżały porzucone na plaży. Wiatr przysypywał je piaskiem, odłamkami muszli i skamieniałymi ootekami sprzed milionów lat, przypominającymi beczułki lub naboje. Czasem deszcze wymywały je do oceanu, a ten – okrutny i surowy, jak miejscowi ludzie – wciągał je w głąb siebie. Prądy przy plaży w Cofete są najsilniejsze na całej Fuerteventurze. Z pobliskich wzgórz co kilkadziesiąt metrów widać ich jasne linie wstępujące w morze. Nieopodal znajduje się mała wysepka Islote, a właściwie malownicza skała obmywana przez fale. Podczas odpływów wąska łacha piachu łączy ją z lądem. Miejscowa legenda mówi, że wieczorem można tam spotkać siedem kobiet, które zabrało morze, gdy brodziły w wodzie.
Milimetr od serca, tam się zatrzymał pocisk. Co takiego dodał
Zacier do swoich zajzajerów, że tak wszystkim posmakowało?
Tę odrobinę ziół, jak tłumaczył potem przed komisją?
Ten drobno zmielony szpinak przywieziony z Holandii miał
zaszkodzić nienawykłym do przetworzonej żywności obywatelom?
Następnego dnia, jak podają zgodnie Napieska i Szczur, większość
gości czuła się źle, a niektórzy nawet tak źle, że nigdy już od tamtej
pory nie poczuli się dobrze. Napieska miała torsje
i zwracała przez kolejne dwa dni, Matacka jeszcze do tego
„wymiotowała”, a Szachrajska nawet rzygała.
Edźka, nawet Edźka – choć ona czuła się w miarę
najlepiej – trochę haftowała, od czasu do czasu,
jak uspokoił Zacier. Co się stało? Czy sprawił to naprawdę,
jak mówią Myliński i Trzypaski, sam deser Zaciera, czy, jak powiada
Detravers, przesilenie letnie, wejście Saturna, czy nawet,
jak prorokuje w tym miejscu Zwodzińska, Nowa Kwarta
Podatkowa, influentia lunaria czy Obłok Oorta, a może jednak
troszkę nieudane ijasze – słowem, jak stwierdził Zacier:
do dupy, ale było warto.
Ijasz, Tomasz Różycki
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021
Jesień. Niedługo zaczną spadać kasztany. W parku wycieli ogromną, rozłożystą lipę, pień pokroili na grube plastry, plastry pokawałkowali na ciężkie polana. Co było żywą, strzelistą konstrukcją, leży teraz na ziemi jak stos porzuconego gruzu, ślad czegoś, co cieszyło ludzi, a teraz utraciło rację bytu, swoją użyteczność i sens.
Lapidaria IV-VI, Ryszard Kapuściński
Albowiem jeśli na tej podstawie, że widzę wosk, sądzę, że on istnieje, to z tego samego, że wosk ten widzę, znacznie oczywiściej wynika, że ja sam też istnieję. Bo może tak być, że to, co widzę, nie jest naprawdę woskiem, może też być, że nawet oczu nie mam, którymi bym cokolwiek widział; ale jest rzeczą zupełnie niemożliwą, iżbym, skoro widzę lub […] myślę, że widzę, ja sam myślący nie był czymś.
Odwiedza nas 62 gości oraz 0 użytkowników.