Po co się zapuszczałem w tę rewiry
przy stacji, gdzie króluje Iwan Groźny?
Przecież nie po ogórki małosolne,
bo tych nie ma nawet w sklepie Rassija.
Po co pytałem w barach, gdzie są stągwie,
kto trzyma pochowane po piwnicach
i ciemniach butle, w których tajemnica
gorzkiego napoju właśnie osiąga
swe apogeum? Ilu tam uchodźców
spotkałem, którzy uchodzili z ciała
i nie chcieli uchodzić już za obcych,
i podawali zmyślone imiona?
Noc była pełna imion, brzuch Lewiatana
pełen zmyśleń o ruskich małosolnych.
Tomasz Różycki
z tomiku: Ręka pszczelarza, Wydawnictwo Znak, Kraków 2022
Mickiewicz zwlekał z wprowadzeniem upiora jako romantycznego bohatera, miał zapewne świadomość, że może to wzbudzić duże kontrowersje. W jego debiutanckim tomie z 1822 roku, który symbolicznie otworzył polski romantyzm, pojawiają się już liczne, zapożyczone zarówno od zachodnich romantyków, jak i zaczerpnięte z motywów ludowych, elementy nadprzyrodzone - w tym, oczywiście, duchy i powracający zza grobu zmarli. Wyraz „upiór” przewija się tam parokrotnie, ale raczej mimochodem. Poeta świadomie wykreślił go nawet z wiersza-manifestu Romantyczność. Rok później nastąpiło jednak mocne uderzenie. Wydane wówczas Dziady uczyniły z ludowego obrzędu przywoływania zmarłych tło długo wyczekiwanego „narodowego dramatu”, a z żywego trupa samobójcy - jego główną postać. Dla uformowanych w oświeceniu nestorów polskiej inteligencji - ultrakonserwatywnych zwolenników klasycyzmu - nie mogło stać się nic gorszego. Na ich szczęście, Dziadów nie wystawiono jeszcze przez dziesięciolecia (nigdy za życia Mickiewicza!), tym bardziej w Teatrze Narodowym (pochodzący z Litwy autor uchodził za zbytniego prowincjusza), przez co niskonakładowa publikacja nie wzbudziła powszechnej sensacji. Dopiero wydany w 1826 roku tom sonetów, dzięki nakładowi i sprawnej dystrybucji, zwrócił uwagę na cały wcześniejszy dorobek poety i wywołał najbardziej zażartą dyskusję w dziejach polskiej krytyki literackiej. Zgryźliwy klasycysta Kajetan Koźmian, z trudem usiłujący przez kilkadziesiąt lat stworzyć narodowy poemat georgiczny (opiewający szczęśliwe życie nie tyle chłopów, co ich panów) w jednym z listów wyraził bardzo osobistą opinię, która streszcza poglądy apologetów dobrego literackiego smaku: „Mickiewicz to półgłówek wypuszczony ze szpitala dla szalonych. [...] Mickiewicz myśleć nie umie. [...] Mickiewicz brudny, karczemny. [...] Mickiewicza niesforny zapał rozdmuchały brudne litewskie pomywaczki”. W tej serii inwektyw wyczuwalna jest obawa przed naruszeniem nie tylko literackiego, ale i politycznego status quo. Romantyzm wziął w zdecydowaną obronę młody krytyk Maurycy Mochnacki. 21 marca 1827 roku w „Gazecie Polskiej”, recenzując Mickiewiczowskie sonety, napisał: „Tenże sam zapał, ta sama tęsknota głębokiej melancholii, ta sama czułość rozrzewniająca, przypominają nam bohatera czwartej części Dziadów, a w czarującej harmonii rymów, w wezbraniu uczuć, w wylewie myśli poważnych i śmiałych poznajemy natchnionego wieszcza”. Określenie „wieszcz” przylgnęło odtąd do Mickiewicza i promieniowało na innych polskich romantyków. Kilkanaście lat później, na emigracji w Paryżu, będący pod wpływem mistycznych środowisk Mickiewicz, w trakcie egzaltowanej przemowy o perspektywach odzyskania przez Polskę wolności, sam stwierdził: „Nie nazywajcie mnie krytykiem [wydarzeń historyczno-politycznych – przyp. Ł.K.], ale wieszczem, przyznaję się do tego charakteru [...]. Ale któż z nas nie jest wieszczem? Każdy, kto słowem, piórem, czynem, służył świętej sprawie, był wieszczem [...]”.
Mitologia słowiańska nie istnieje. Kilkaset lat przed Lelewelem jej brak był dotkliwy już dla Jana Długosza, który w swoich monumentalnych Rocznikach, czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego stwierdził, że przedchrześcijańscy mieszkańcy Polski czcili te same bóstwa, co Rzymianie. Nadał im tylko słowiańsko brzmiące imiona - zmyślone bądź wyjęte z tych „ludu zabaw i słówek”. Choć Długosz stworzył bogów, to nie ośmielił się jednak stworzyć o nich opowieści, swój prapolski „Olimp”, czy raczej „panteon”, zawiesił w pozbawionej narracji próżni. A ponieważ lud bez mitologii cierpi na nieustanny horror vacui, kolejne stulecia wypełniały tę pustkę, poruszając się między oszustwem, fantazją, rozpaczliwymi poszukiwaniami źródeł i naukową spekulacją. Strzępy informacji zawarte w rozproszonych tekstach, skąpe materiały archeologiczne, nierzadko wątpliwe lub nadinterpretowane, stawiały mitografów Słowiańszczyzny w sytuacji tak beznadziejnej, że w miejsce krytycznej refleksji wkraczała nieskrępowana wyobraźnia i myślenie życzeniowe. Powstawały coraz to nowe mityczne światy, postacie i historie. Mieszały się w nich porównawcze analizy, poszukiwania indoeuropejskiej kolebki Słowian, naiwny panslawizm i nacjonalizm, a przede wszystkim skryte dążenie do zbudowania czegoś na miarę Eddy Snorriego, Teogonii Hezjoda lub Przemian Owidiusza, co dałoby Polakom, lub szerzej - Słowianom, upragniony element legendarnej, archaicznej tożsamości. To pragnienie było tak silne, że prowadziło do tworzenia fałszywych źródeł, artefaktów i pseudonaukowych opracowań, które zyskiwały i nadal zyskują duże zainteresowanie oraz popularność.
Upiór. Historia naturalna, Łukasz Kozak, Wyd. Fundacja Evviva L'arte, 2020
Według obietnicy jedzie „Upiór”. Kiedy w niedostatku dawnych bogów, Muza obcuje z djabłami, nie dziw, że się tworzą podobne monstra.
Adam Mickiewicz w liście do Jana Czeczota, 20 lutego 1823 roku
"Upiór. Historia naturalna", Łukasz Kozak, Wyd. Fundacja Evviva L'arte, 2020
nieuchwytna
jeśli nie rzadka.
zawsze są wektory
i wartości
nawet gdy niezmierzone
to doświadczone
na granicy z ziemią:
utrata równowagi i w jej wyniku - ruch.
akt tworzenia zależny
od wysokości i czasu:
osiem pięter w górze
zawieszone na moment
wartości binarne
- zera i jedynki -
juz śnieg
lub jeszcze nieśnieg -
żadnych wektorów momentu
lub spinu
brak szkicu kształtu
lub krystalicznego rygoru
tylko lot
od punktu do punktu
jak wybieranie lilii w stawie
lub gwiazd na zimowym niebie
tam lub nie tam
w jednej chwili
skalarna natura śniegu
Glenn R. McLaughlin
Wiadomo, ze Chazarów przygnały wiatry-samce, takie, co nigdy nie sprowadzają, deszczu - wiatry porośnięte trawą, którą obnoszą po niebie jak brodę. Późne słowiańskie źródło mitologiczne wspomina o Morzu Kozim, co mogłoby świadczyć, iż któremuś z mórz nadano miano Morza Chazarskiego, jako ze Słowianie nazywali Chazarów Kozarami. Wiadomo także, iż Chazarowie założyli między dwoma morzami potężne królestwo i głosili nie znaną dzisiaj wiarę. Kobiety chazarskie po śmierci mężów poległych na polu walki otrzymywały poduszkę do przechowywania wylanych łez.
"Słownik chazarski" Milorada Pavicia
Odwiedza nas 82 gości oraz 0 użytkowników.